www.jacek.beskidy24.pl
Nawigacja
- Strona główna użytkownika
- Sylwetka
- Galerie
Warning: count(): Parameter must be an array or an object that implements Countable in /include/class.filter.php on line 152
Reportaże
Jacek » reportaże » Chimera
Data: 18 stycznia 2008Chimera
Odbiło im. Dosłownie. Mieli w głowach, jak nie przymierzając
w starym kinie. Wyruszyli o trzeciej w nocy małym, 2-drzwiowym Seatem.
Kufer na full wypełniony szpejem i wyżerą świąteczną.
Wewnątrz
4 osoby ubrane na Maksa i 3 pary nart + wór „Annapurna” 90l.
pojemności. Autostrada z przewężeniami i dziurami, ale 13 PLN wybulić
trzeba, a więc kilka browców poooszło…. Niech krew zaleje żelazne prawo
rynku. Rynek wszystkiego nie załatwi, pozostaje rzeczywistość, a ta
wręcz skrzeczy. Byle do Zakopca, byle w Tatry.
W 2 i pół godziny, o
ćmoku grudniowym wjeżdżają do gazdówki. Biało, gwieździsta noc, mróz,
cisza i kolędowy nastrój. Żadne hipermarketowskie „Marry Christmas” i
sztuczne świecidełka. W sobie beczy owca, gazda wita serdecznie,
drewniany, olbrzymi dom wita ciepłem…
Buńdówki
Chaotyczne
rozmowy, wspominki, długo ich tu nie było, ostatnio osiem miesięcy temu
na zakończenie sezonu tourowego. Mocna kawa, po lufie i dalej robić
przepak szpeju. Oj jest tego do …
Druga lufa (znakomity Silber Kreuz – 50 koni mechanicznych) i klejenie fok.
Przywieźli
do gazdówki zwanej Villa Maciejówka 10 obrazów. Wieszają te wypociny
pacykarskie na drewnianych belkach, Maćko wyraźnie zadowolony, doszły
nowe egzemplarze do kolekcji akwareli Wojtka z Łodzi, oprawionych w
stare ramy okienne. Znowu po lufie. Gadu, gadu, a czas ucieka, trzeba
wychodzić, szkoda dnia. Na rozgrzewkę Kondratowa i urocze drewniane
schronisko, a potem może pod kamień w żlebie spadającym z przełęczy.
Zobaczy się w praniu, co z tego wyjdzie.
Wyrypka
Zawsze
uciekali na okres świąt w Tatry, do swojej Villi Maciejówki na
Buńdówkach. Stary nie cierpiał tego okresu, obłudy, ckliwych melodyjek
na każdym kroku, paranoi zakupów i sprzątania, sztucznych choinek,
głupich prezentów, odwiedzin i pierdzenia w fotel przed TV z olbrzymią
ilością żarcia w towarzystwie.
Rodzina obraziła się już dawno temu.
Stwierdzono, że to głupia chimera, a tradycja rzecz święta, że nie
wypada uganiać się na nartach w ten podniosły czas i takie tam. A on
kochał tę swoją chimerę, był szczęśliwy w opustoszałych Tatrach, naród
ciągle kultywował rodzinne święta i dobrze. Kisili się w tym swoim
sosie obłudy i zakłamania, biegali na zakupy, sprzątali niczym po
przejściu Tsunami brudu i syfu, gotowali 12 dań itp. itd.
Banda
zmanierowanych cymbałów, nie widząca tego całego cyrku, nie reagująca
na sztuczność sytuacji przez siebie tworzonej. I te akcje na rzecz
biednych, opuszczonych, chorych i nieszczęśliwych. Pod dach takiego nie
wezmą, ale dzwonią do różnych "komercyjnych" i oferują dla "spokojności
sumienia" datki, prezenty...
Tak sobie rozmyślał klnąc niczym szewc
w trakcie jazdy do Kuźnic. Byli na razie tylko w czwórkę, po południu
miały jeszcze dojechać 2 osoby. Cała familia Starego i para przyjaciół.
Właściwie to znajomych, ale jeśli ktoś się decydował na "świąteczną
chimerę" to stary gotów był go zaliczyć do grona więcej niż tylko
znajomych. W busie radyjko na maxa, oczywiście z nieodłącznym
"debilradio" komercyjnym.
Z ulgą wyskoczyli z busa i po zapięciu dech nareszcie wolni, nareszcie
sami ze swoją chimerą, jakże cudną i jedyną, niepowtarzalną.
Wyrypka
była krótka, ot na Kondratową, ale śniegu moc, schronisko puste, tylko
gazda z psem herbatą handlował. Nikogusieńko po drodze. Śnieg skrzypi,
niebo "lazur", słonko grzeje, czapy na drzewach, szlak ledwo przetarty,
czegóż tu mozna chcieć więcej ?
MIEJSCOWOŚCI